Tradycyjne rzemiosło garncarskie było zajęciem ciężkim fizycznie i wymagającym dużej wiedzy nabywanej w ciągu wielu lat pracy. Prócz określonych umiejętności zawodowych każdy z garncarzy posiadał, przekazywane pokoleniowo oraz wynikające z własnego doświadczenia, tylko sobie znane sposoby i kruczki umożliwiające najlepszy wyrób naczyń. Zdecydowana większość garncarzy uczyła się zawodu w rodzinie, rozpoczynając w wieku dziecięcym od najprostszych prac pomocniczych. Zwykle ojciec przekazywał swoje umiejętności synowi: Władysław i Ryszard Saraczewski to 5. i 6. pokolenie garncarzy, Zygmunt Grajewski - 3. pokolenie, Jan Krystkowicz również 3., ale w tej rodzinie zawód dziedziczono każdorazowo po stryju. Młodzi uczyli się powoli poczynając od przygotowania surowca, a kończąc na najważniejszym, czyli tajnikach wypału.
Proces wyrobu naczynia składał się z trzech zasadniczych etapów: przygotowania gliny, toczenia i wypalania. Do tego dodać należy odpowiednie suszenie naczyń oraz zdobienie, a więc malowanie i szkliwienie.
Materiał garncarski - glina (krzemian glinowy) występująca na naszym terenie jest żelazista, dlatego naczynia po wypale są czerwonawe. Garncarze wykorzystywali pobliskie złoża gliny lub, poszukując lepszego materiału, przywozili ją z daleka. Łomżyńscy rzemieślnicy korzystali najpierw
z miejscowych pokładów i ze złoża w Rogienicach Wielkich, później sprowadzali glinę spod Ciechanowa a nawet ze Złotorii (gm. Choroszcz). Garncarze ze Szczuczyna brali glinę z cegielni w Ełku, garncarze z Myszyńca przywozili glinę z Wolkowych, potem z Lipnik.
Rozróżniano glinę chudą i tłustą. Pierwsza posiada dużą domieszkę piasku i nie nadaje się do wyrobu naczyń. Tłusta jest bardziej plastyczna, zwarta, ale naczynia z niej łatwo pękają podczas wypału. Garncarze dodawali do niej miałkiego piasku lub chudej gliny. Składowano ją w specjalnych dołach, gdzie leżała przez pewien czas, a bywało, że i przez całą zimę. Wydobytą z dołu i zwilżoną glinę zbijano drewnianą pałką w jedną bryłę, którą kilkakrotnie strugano na wióry drutem lub specjalnym sierpem w celu usunięcia wszelkich zanieczyszczeń takich jak: szczątki roślinne, kamyki, margiel. Najgorszy był margiel, gdyż jego ziarenka powodowały łuszczenie powierzchni, pękanie i rozpadanie się naczyń. Po II wojnie światowej do przygotowania gliny każdy z garncarzy, na naszym terenie, używał gniecidła. Były to dwa wałki o regulowanej odległości, poruszane korbką, kruszyły nawet drobne kamyki. Oczyszczoną glinę polewano ponownie wodą i wyrabiano jak ciasto rękoma lub mieszano nogami. Z wyrobionej gliny garncarz formował wałek, który ciął drutem na porcje - klusy. Toczono z nich naczynia, które następnie suszono przez kilka dni w zależności od pory roku i wilgotności powietrza. Na tym etapie naczynia były zdobione, czyli malowane i szkliwione lub tylko szkliwione. Do malowania używano najczęściej białej glinki zwanej pobiałką. Szkliwo wykonywano z ołowiu utlenianego na ogniu w specjalnym, żelaznym garnku. Pozyskany w ten sposób tlenek ołowiu mielono w żarnach na proszek, którym posypywano naczynia zamoczone w krochmalu z żytniej mąki. W ten sposób uzyskiwano szkliwo bezbarwne, przezroczyste. Brązowy kolor naczyń, częsty na naszym terenie, otrzymywano dodając do szkliwa tlenek żelaza a zielony - tlenek miedzi.
Ryszard Saraczewski w warsztacie, Łomża 1979 r
Dużych umiejętności i doświadczenia wymagało ustawienie naczyń do wypału, tak aby były równomiernie wypalone, a piec jak najlepiej wykorzystany. Po II wojnie światowej wypalano w piecach znajdujących się wewnątrz budynków, gdzie były pracownie garncarskie. Układano w nich około 300 a nawet więcej naczyń, od największych na dole, potem coraz mniejszych, a na wierzchu miski odwrócone dnem do góry, by zapobiec zbyt szybkiemu odpływowi gorącego powietrza. Piec zamurowywano na czas wypału, pozostawiając małe drzwiczki. Wypał trwał zwykle kilkanaście godzin.
Paweł Borawski w warsztacie, Budy Mikołajka, 1973 r.
Rodzaj produkowanych naczyń zależał od ich przydatności, czyli funkcji użytkowej. W gospodarstwie domowym używano najczęściej różnej wielkości garnków jedno i dwuusznych. Ich dna są znacznie węższe od wylewów, maksymalne wybrzuszenie powyżej połowy wysokości naczynia, a krótka szyjka zakończona jest odchylonym kołnierzem lub tylko lekko pogrubionym wylewem. Typologicznie do tej grupy naczyń należą dzieżki (bez ucha). Z naczyń dzieżkowatych o maksymalnym wybrzuszeniu nieco poniżej połowy ich wysokości składano dwojaki i trojaki. Dzbany i dzbanki są w miarę smukłe, o niewielkim dnie, a największym wybrzuszeniu poniżej połowy wysokości. Brzusiec łagodnym przewężeniem przechodził w szyjkę o pogrubionej krawędzi wylewu. Miski również o małych dnach mają odchylone na zewnątrz ścianki o nieznacznym wybrzuszeniu, wylew zakończony szerokim poziomym lub pionowym, często profilowanym kołnierzem.
Większość naczyń pokrywana była szkliwem oszczędnie, tylko wewnątrz. Nie szkliwiono makutr - donic do ucierania maku. Duże gary, dzbany oraz dzbanki, dwojaczki, garnuszki do picia, czasami doniczki pokrywano szkliwem obustronnie. Zewnętrzną stronę naczyń ozdabiano zwykle powyżej maksymalnego wybrzuszenia białą glinką lub rytem, albo jednym i drugim. Dekoracja była powściągliwa. Motywy zdobnicze to najczęściej jedna lub kilka dookolnych linii prostych lub falistych. Często na szerszym białym pasie występuje falisty ryt odsłaniający naturalny kolor czerepu. Linie malowane wykonywano pędzelkiem, a ryte patykiem, gwoździem lub nożykiem. Duże dzbany i gary zdobiono dookolnymi, prostymi liniami rytymi. Krawędzie niektórych garnków i doniczek posiadają zdobienia wykonane radełkiem. Na miskach występuje ornament roślinny w postaci schematycznie potraktowanych gałązek wykonany pobiałką podszkliwnie. Podobne, schematyczne motywy występują na kilku dzbanach wykonanych tuż po II wojnie światowej, będąc dalekim wspomnieniem zdobnictwa przedwojennego.
Trwające na naszym terenie przez tysiąclecia rzemiosło garncarskie, produkujące użytkowe naczynia gospodarcze, choć wydaje się to nieprawdopodobne, z końcem wieku XX przestało istnieć.